Wimbledon uczy i zachwyca

Ucieszyło mnie ostatnie zwycięstwo tunezyjki Ons Jabuer nad Eryną Sabalenką, reprezentkanką Białorusi. I to bynajmniej, wcale nie z powodów politycznych. Pewnie Państwa zaskoczę, stało się to za sprawą motywów… ewangelicznych.

Kiedy podczas losowania stron i serwisu obie panie stanęły przy siatce  mimo woli pojawił się w mojej głowie obraz pojedynku Dawida z Goliatem. Sabalenka potężna, wysoka, zaś Ons Jabuer wyrażnie skromniejszej postury. Powtórne ewangeliczne wrażenie miałem zaraz po zakończeniu spotkania, kiedy to zwycięska, niczym biblijny Dawid, Ons udzielała wypowiedzi podczas pomeczowego wywiadu na korcie. Odpowiadając na pytanie o główne przyczyny zwycięstwa stwierdziła, że starała się zamieniać energię złą w dobrą a zawdzięcza tę umiejętność wieloletniej współpracy z psycholog sportu panią Melanią Maillard. Jej wypowiedż bardzo przypomina dobrze znaną Polakom sentencję: “Zło dobrem zwyciężaj!” spopularyzowaną przez bł. ks. Jerzego Popiełuszkę.

Z przebiegu samego spotkania  można byłoby także wnioskować, że na korcie walczyły ze sobą dwie “eSki”- Siła i Sztuka. Potężna A. Sabalenka dała priorytet sile swoich uderzeń, zwłaszcza serwów. Tymczasem jej fizyczne alter ego popisywała się celnością, skutecznością i urozmaiconym doborem uderzeń. Żal było momentami patrzeć, jak zmuszana do biegania Sabalenka ciężko się poruszała wyrzucając piłkę poza końcową lub boczną linię kortu. Generalnie mecz, którego stawką był już półfinał turnieju wimbledońskiego stał na wysokim poziomie, był pojedynkiem pięknym i emocjonującym.

Równie ładnye i budzące pozytywne emocje mogłyby być dyskusje polityczne w studio radiowym czy telewizyjnym, gdyby ich uczestnicy brali przykład z Jabuer i zamieniali złą energię w dobrą, a ich myśli, słowa i wypowiedzi trafiały w pole a nie wychodziły poza ramy tradycyjnego savoir vivre. Ale tego winni się ludzie uczyć już w przedszkolu, praktykować w domu i w szkole a doskonalić w miejscu pracy. Niestety, w przeciwieństwie do organizatorów Wimbledonu nikt tego od nich nie wymaga. Rodzice — bo własna praca zawodowa i “nowoczesność”, nauczyciele — bo się boją uczniów i rodziców, przełożeni — ponieważ sami stylizują się na bylejakość i bezkrytycznie akceptują absurdalne objawy “postępu i wolności”. O tzw. celebrytach nie wspomnę.Tymczasem wschodząca gwiazda światowego tenisa, 16-letnia rosjanka Mirra Andriejewa, została ukarana sumą 8 tys euro za niesportowe zachowanie na korcie.Wystarczyło, że kończąc mecz nie podała ręki sędziemu /sic!/.. Z kolei bożyszcze kortów Serb Novak Dżokovic otrzymal 1pkt.kary za zbyt długi okrzyk. A wszystko w trybie jednoosobowej decyzji sędziego i bez prawa odwołania. Ile więc powinien zapłacić rodzic ucznia, który odważył się założyć kosz od śmieci na głowę nauczyciela albo każdy inny za obrazę nauczyciela? O ile bardziej powinna być ukarana osoba publiczna, która obraża wielu przyzwoitych ludzi w mediach, na ulicy czy na miejskim placu?

Reguły i gesty obowiązujące w Wimbledonie mogą niektórych śmieszyć, na przykład wystudiowane zachowanie chłopców zbierających piłki lub wymuszone pozy sędziów liniowych. Ale faktem jest, że one i biały ubiór zawodników pozostają obowiązkowe od lat i nikt nie protestuje, że to jest passe, konserwatyzm lub brak poszanowania prawa wolności osobistej.To m.in.dzięki temu całemu “koserwatyzmowi” Wimbledon pozostaje wciąż najważniejszym turniejem tenisowym świata i marzeniem wszystkich najlepszych tenisistów. Również wśród publiczności Wimbledonu widać elegancję w ubiorze i zachowaniu. A jak przedziwnie ubrani przychodzą uczniowie do szkół publicznych, niestety, coraz częściej  także dorośli do sal teatralnych, koncertowych a nawet kościołów? W Polsce jedynie uczniowie szkół katolickich moją znormalizowany i ujednolicony ubiór oraz jasne reguły obowiązków. Podane do wiadomości i przestrzegania uczniom są skrupulatnie egzekwowane przez wychowawców i nauczycieli. Może więc czas na działanie, nie tylko na refleksję, by skuteczniej podtrzymywać ginące, dawne, dobre, polskie obyczaje i tradycje. W moich czasach szkolnych rutynowym “Szczęść Boże” pozdrawiało się pracującego w polu rolnika, zaś “Niech będzie pochwalony…” wypowiadało się po wejściu do większości domów. Ale to już historia. Dzisiejsze minimum, to byłoby  prostoduszne “dzień dobry” przy spotkaniu z nieznajomym w miejscu publicznym.Tych słów nie da się wypowiadać przez zaciśnięte usta, można i należy z uśmiechem — sygnałem empatii. Obserwowałem, że po wielokroć w ciągu dnia pracy pozdrawiają się gestem skinienia głowy i uśmiechem duńscy pracownicy szpitali. Popularne “ciao” wydaje z  siebie, zawsze i wszędzie, każde włoskie ciało. Odważmy się i my głośno siebie pozdrawiać siadając w tramwaju, w  pociągu i w samolocie, wchodząc do poczekalni, spotykając się na przystanku, w parku, na poczcie i w urzędzie. Ptaszki do siebie śpiewają, pieski  ogonkiem machają a ludzie… witać się zapominają! Rację miał więc Niemen śpiewając: “Dziwny ten świat, świat ludzkich spraw.…” Próbójmy go zmieniać razem, członkowie S.O.S i AKO, wszyscy inni, niezależnie od opcji, zaczynając od siebie. Na lepszy! Nasz! Polski!

Pozdrawiam serdecznie,

W.Żebrowski